• Czego potrzebują dzieci, by dobrze się czuć i zachowywać?


        •  

          Dzisiejsze życie jest szybkie i intensywne, świat jest ogromny, a my mamy tak wiele możliwości, tak wiele celów do osiągnięcia. Tempo dzisiejszych dni jest intensywne, a Ty nawołujesz, żeby uprościć życie naszych dzieci. Po co upraszczać? I jak rozpoznać, kiedy szybkie tempo życia jest dobre, a kiedy staje się czymś złym?

          Kim John Payne: Cóż, to ma związek przede wszystkim z poczuciem przytłoczenia – dzieci czują się przytłoczone, rodziny czują się przytłoczone. To poczucie, że wszystkiego jest “za dużo”, “za wcześnie”, “za seksownie”, “za młodo” stało się nową normą. Trudno powiedzieć, kiedy nasze życie jest za szybkie, ponieważ jeśli rozejrzysz się dookoła, zobaczysz, że wszyscy tak żyją. Na szczęście, ostatnio coraz więcej rodziców na całym świecie ma wrażenie, że coś jest nie tak.

          Nasze dzieci na co dzień muszą stawić czoła o wiele większym wyzwaniom, niż my, kiedy sami byliśmy dziećmi. Na poziomie instynktu, czyli “w brzuchu”, czujemy, że to nie jest w porządku. Oczywiście, na poziomie głowy myślimy, że może to jest “ok”, bo po prostu tak wygląda współczesne życie. Ale ja mam nadzieję, że nasz instynkt zwycięży naszą głowę. Że uczucia “z brzucha” pokonywać będą nasze myśli za każdym razem, gdy chodzi o dzieci, ponieważ chcemy je chronić i chcemy zapewnić im bezpieczeństwo.

          Jak uprościć życie dzieci? Co możemy zrobić?

          Kim John Payne: Coraz więcej rodziców widzi, że ten pośpiech tak naprawdę źle wpływa na dzieci. Widzimy to cały czas, gdy nasi trenerzy (mamy ponad 1200 trenerów Prostego Rodzicielstwa [ang. Simplicity Parenting] na całym świecie) robią z rodzicami tylko ten jeden, prosty trening, a następnie zaczynają im pomagać radzić sobie z poczuciem przytłoczenia. Ci trenerzy potwierdzają, że widzą wtedy w życiu tych rodzin ogromną zmianę. Ja osobiście byłem świadkiem tej zmiany, kiedy życie dziecka staje się coraz bardziej zrównoważone, kiedy ma ono czas na relaks, swobodny oddech, a nawet “głęboki wydech”. Kiedy ma szansę naprawdę odpocząć po całym dniu.

          Bo tak się składa, że problemy w zachowaniu dzieci, problemy w ich relacjach z rodzeństwem, z nauczycielami, z rodzicami, te problemy, z którymi dziecko sobie nie radzi, sytuacje, kiedy jest emocjonalnie kruche, trochę za bardzo reaktywne – one wynikają z nadmiaru. Dzięki uproszczeniu ich świata, te dzieci zaczynają lepiej sobie radzić same ze sobą. Ich problemy nie znikają, ale stają się łatwiejsze do przepracowania. Poprawiają się relacje między rodzeństwem, jest mniej kłopotów z zachowaniem. Te dzieci znów stają się sobą. Ich codzienne życie staje się o wiele łatwiejsze.

          Tego, że życie musi mieć balans, nauczyłem się od pewnej mamy lata temu. Nigdy tego nie zapomnę – opowiedziała mi o swojej praktyce: każdy bardzo pracowity dzień oznaczała w kalendarzu literą S (stimulating, czyli pełen bodźców), a każdy następny dzień ogłaszała dniem C (calm, czyli spokojnym). W ten sposób udawało jej się utrzymać cały tydzień w równowadze. Działało to tak dobrze, że zaczęła w ten sposób równoważyć dzień – między wyciszeniem a zajęciami. Część dnia była intensywna (i to normalne), ale potem następował spokojny czas na zabawę, na bycie.

          Wyobrażam sobie, że dla wielu dzieci byłaby to radykalna zmiana

          Kim John Payne: Ja osobiście, i w książce “Wychowanie w duchu prostoty” o tym piszę, wierzę w dar nudy. Kocham znudzone dzieci! Kiedy moje dzieci (a mam ich dwoje) przychodzą do mnie i mówią: “Tatusiu, nie mam co robić”, moja jedyna odpowiedź brzmi: “Och, widzę, że się nudzisz”. Tylko tyle – nic nie proponuje, nic nie wymyślam. Ponieważ wierzę, że z nudów rodzi się kreatywność. Jeśli wytrzymamy ten moment i oprzemy się pokusie dania znudzonym dzieciom iPada, telefonu, komputera – te urządzenia są w porządku, ale miejmy świadomość, że to kreatywność kogoś innego, a nie naszego dziecka – więc, jeśli pozwolimy naszym dzieciom się nudzić, stają się kreatywne. Stają się innowacyjne. Zaczynają samodzielnie rozwiązywać problemy.

          Świat, w który wkraczamy, będzie to cenił coraz bardziej. Już dziś mało kto jest zatrudniony na etat, większość ludzi pracuje w niepełnym wymiarze godzin, są samozatrudnieni, przechodzą od projektu do projektu. W tym kierunku zmierza świat. Tutaj, w Stanach Zjednoczonych, do 2025 r., czyli nie za długo, ponad 50% wszystkich miejsc pracy będzie polegała na samozatrudnieniu. Wychowanie dziecka, które ma czas na nudę, czas na motywację, czas na naukę kreatywności, rozwiązywania problemów, to nie jest tylko sentymentalne pragnienie powrotu do starych czasów. Czasem słyszę: “Och, proste życie jest fajne, ale to przestarzały model”.  Nie zgodzę się – to właśnie jest nowe! Jeśli przygotowujemy nasze dzieci do bycia kreatywnymi, zmotywowanymi i rozwiązującymi problemy, to przygotowujemy je do prawdziwego świata, w którym się odnajdą.

          Wspomniałeś już o problemach z zachowaniem, lęku, wahaniach nastroju i depresji, na którą chorują już nawet małe dzieci. Spora liczba dzieci ma też zaburzenia integracji sensorycznej. Bardzo często słyszę opinie, że to tylko nowoczesny trend, że przesadzamy w diagnozowaniu dzieci albo że wymyślamy zaburzenia. Ty podchodzisz do tego inaczej – nazywasz to “gorączką duszy”. Czy możesz wyjaśnić tę koncepcję? Co to jest “gorączka duszy”? Co przez to rozumiesz?

          Kim John Payne: Jednym ze sposobów, by zrozumieć “gorączkę duszy” (i jest to też pomocny sposób) to przypomnieć sobie sytuację, kiedy nasze dzieci mają fizyczną gorączkę. Zwykle, już na dwa, trzy a nawet cztery dni wcześniej, wiemy, że coś się dzieje. Ich zachowanie się zmienia, zaczynają być trochę “niegrzeczne”. Widać, że nie są sobą. Potem – trzy lub cztery dni później – pojawia się gorączka. W mojej rodzinie pojawia się zwykle o drugiej w nocy (ciekawe, dlaczego akurat o tej porze?). W każdym razie nadchodzi gorączka i dziecko jest chore. Wiemy też, że kiedy dzieci są chore, trzymamy się blisko, dbamy o to, aby ich jedzenie było bardzo proste – najwyżej zupa lub bulion. Upraszczamy jedzenie, zaciągamy zasłony, żeby nie było tak jasno. Ograniczamy światło. Ograniczamy hałas. Prosimy braci i siostry, żeby byli ciszej. Nie wysyłamy do szkoły, trzymamy w domu. Po prostu wyciszamy ich życie na czas choroby.

          Skąd wiemy, że tak właśnie powinniśmy postąpić? Bo to nasz instynkt dyktuje nam tę wiedzę. Potem, gdy już lepiej się czują, powoli wprowadzamy je z powrotem do szkoły – ale nie od razu wieziemy na zajęcia sportowe, ani nie umawiamy się na zabawę z kolegami. Powoli wracamy do codziennych aktywności, ponieważ wiemy, że po chorobie dzieci wciąż są wrażliwe. Mają się coraz lepiej, ale jeszcze nie całkiem dobrze. Każda matka, babka, prababka to wie – ta wiedza, to działanie nie zmieniło się mimo upływu czasu. A co, kiedy nasze dzieci będą miały gorączkę duszy, gorączkę emocjonalną? Tak, jak wirus może przytłoczyć ciało fizyczne, tak samo wydarzenia, tempo życia, stres może przytłoczyć i często przytłacza psychikę naszych dzieci. Kiedy dzieci czują się przytłoczone, pojawia się coś na kształt gorączki duszy. A to oznacza, że ​​ich zachowanie się zmienia i zaczyna być problematyczne.

          Ich “dziwactwa”, czyli te drobiazgi, które składają się na ich osobowość, urastają  do przesadnych rozmiarów. Na przykład, jeśli dziecko jest typem bardzo aktywnego dziecka, może mieć duże kłopoty z koncentracją uwagi. Albo, jeśli jest dzieckiem, które lubi układać wszystko w określonym porządku, zaczyna zachowywać się obsesyjnie. Jego urocze “dziwactwo” staje się obsesją. Kiedy dzieci żyją na co dzień w stresie, a my stresujemy je dodatkowo i cały czas nadmiarem wszystkiego – bo nadmiar, który dziś stał się normą generuje stres, który też dziś stał się normą – to dziecko staje się obsesyjne i kompulsywne. Ten stres powoduje “gorączkę duszy”, która objawia się zachowaniem. Na przykład buntem, zadziornością, agresją. A “dziwactwo” porusza się wzdłuż spektrum i staje się zaburzeniem. Upraszczając i wyciszając życie dziecka – zmniejszając ilość zajęć, zabawek, książek, treningów sportowych, wyjść, spotkań z kolegami – wyciszamy też “gorączkę duszy”.

          To bardzo ciekawe, co mówisz…

          Kim John Payne: Jeśli wyciszymy ilość telewizji, ekranów i damy dziecku trochę czasu na bycie po prostu dzieckiem, wówczas zaburzenie to powraca do stanu wyjścia: do małego “dziwactwa”, które charakteryzuje nasze dziecko. Dzieje się coś pięknego – dziecko znów staje się sobą. W ciągu 30 lat widziałem tysiące dzieci (relacjonują mi to również nasi trenerzy Simplicity Parenting z całego świata), które przechodzą z zaburzeń zachowania do swojego “dziwactwa”. A jeśli zapewnimy im codzienne proste i zrównoważone życie, to “dziwactwo” staje się ich darem. Ta sama rzecz, która była ich zaburzeniem, staje się ich oryginalnym darem. Bardzo aktywne dzieci, z zaburzeniami ADD (zaburzenie koncentracji i hiperaktywność) stają się oryginalnymi myślicielami. Nadal są aktywne i ich aktywność wpływa na wszystko, co robią. One same wpływają na to, co dzieje się w szkole, na relacje z przyjaciółmi, ale robią to we właściwy sposób, we właściwym czasie i we właściwym natężeniu.

          Dla mnie upraszczanie dzieciństwa niesie nadzieję. Od wielu rodziców słyszałem słowa: “kiedy zaczęliśmy upraszczać życie naszych dzieci, nie byliśmy pewni, czy powinniśmy to zrobić, ponieważ wszyscy żyją teraz takim szybkim życiem. Ale zdecydowaliśmy, że spróbujemy”. Próbowali, uprościli i zrównoważyli życie dziecka i mówią mi: “czuję, że odzyskałem moją małą dziewczynkę. Czuję się, jakbym odzyskał mojego małego chłopca”. To jest dla mnie bardzo wzruszające, bardzo piękne. Zawsze mnie porusza, kiedy słyszę, że rodzic tak mówi i słyszę, jak wiele tysięcy rodziców czuje się, jakby odzyskali swoje prawdziwe dziecko. Dzieje się tak dlatego, że ustąpiła “gorączka duszy” i teraz dziecko nie ma gorączki, ale płynie. Gorączka albo przepływ – wybór należy do nas.

          Mam wrażenie, że obecnie myślimy o zaburzeniach, np. ADHD, ADD, traktując je jak chorobę. Kiedy to naprawdę nie jest choroba. To nie tak, że coś nam się przydarzyło i “złapaliśmy zaburzenie”, tak, jak się łapie przeziębienie. Zaburzenie jest naszą reakcją na środowisko, w którym żyjemy. Myślę, że dzieje się tak zarówno w przypadku dzieci, jak i dorosłych. Więc zamiast podawać dzieciom pigułki na “chorobę”, warto przyjrzeć się temu, jak wygląda ich codzienność i działać w środowisku dziecka – w jego życiu, którego tempo jest za szybkie. Zgodzisz się?

          Kim John Payne: Absolutnie tak! Oto obraz, który moim zdaniem pomaga to wyjaśnić: wyobraź sobie życie dziecka i wszystko, co się w nim dzieje. Dzieci chodzą do szkoły, mają przyjaciół, uprawiają różne sporty. Pomyślmy tylko o tej metaforze, że nasze dzieci są jak kubki i życie, wszystkie rzeczy i sytuacje, w których biorą udział wlewają się do tego kubka. Życie to odkręcony kran. Życie płynie – to piękna i dobra rzecz, to przyjaciele, ciotki, wujkowie, kuzyni, sport… Dziecko pije z tego kubka i czuje się zdrowe. Co się stanie, gdy będzie tego wszystkiego za dużo? Za dużo dobrych rzeczy? Kran jest odkręcony i leje się z niego mocny strumień, tak mocny, że kubek nie jest w stanie tego wszystkiego pomieścić. I w pewnym momencie się przelewa. Dziecko ma wrażenie, jakby tonęło. Rodzina ma wrażenie, jakby tonęła. To przelanie się kubka często wyraża się tak zwanym złym zachowaniem. Co możemy zrobić w takiej sytuacji jako rodzice? Czy będziemy spędzać dzień po dniu, ścierając rozlaną wodę, cz też przykręcimy kran? Wybór należy do nas.

          Piękna metafora. Mam też takie poczucie, że jeśli pijesz, i pijesz, i pijesz z tego wiecznie pełnego kubka, dochodzisz do momentu, w którym czujesz ból brzucha i nie możesz już dłużej: “Proszę zabierz ode mnie ten kubek, bo muszę odpocząć”.

          Kim John Payne: “Muszę to wszystko wchłonąć i przetrawić. Nie mogę tak po prostu pić i pić. Potrzebuję czasu, aby pochłonąć całą tę dobroć”. Rodzice, którzy decydują się przykręcić kran, mogą to zrobić na kilka sposobów. Przykręcając ten kran i obserwując dziecko wracające do siebie, emocjonalnie zrównoważone i szczęśliwe, niewielu rodziców decyduje się go znów odkręcić na całego. Nawet jeśli po czasie dziecko daje sygnał, że chce znów jeździć na te wszystkie mecze i zajęcia. Bo to normalne, że dzieci będą chciały do tego wrócić – to jest atrakcyjne, znane i tak do tej pory żyły. Jeśli jednak przeczekamy ten moment “chcę, chcę, chcę”, jeśli pozostaniemy wierni naszemu przekonaniu, że mniej i prościej wyjdzie im na zdrowie, nasze dzieci dostosują się do nowej normy.

          Źródło: https://dziecisawazne.pl/wychowanie-w-duchu-prostoty

           

    • Kontakty

      • Przedszkole Samorządowe Nr 10 z Oddziałami Integracyjnymi w Chrzanowie
      • tel/fax (032) 623-22-88,
        tel. kom. 606 726 248
        dyrektor: 606 628 107
      • ul. Generała Władysława Sikorskiego 6
        32-500 Chrzanów
        Poland
    • Logowanie